... czyli wydzieranie funtów
Za
oknem wyje przejmująco wiatr, zimno wdziera się do kamiennej, angielskiej
chałupinki, tubylczym zwyczajem niczym nie ocieplonej. Trzaskają okna z
pojedynczymi szybkami, w domu hula przeciąg, sprawiając że dygam z zimna, mimo
włączonego centralnego ogrzewania.
No tak, w końcu przyszła wiosna, czas na
porywiste wichry i wichury urywające łeb, opady deszczu, odbijające się od
chodnika i strzelające prosto w twarz wodnymi biczami, opóźnione z tego powodu
loty, odwołane pociągi – wszystko dzięki nieustannym problemom atmosferycznym i innym
tego typu przednówkowym atrakcjom.
Wielka Brytania ma zawsze problemy
komunikacyjne w porach przejściowych, czyli wczesną wiosną i jesienią. Nie,
żeby to oznaczało, iż pozostałe pory roku wolne są od problemów, nie, nie ..... :). Są one po prostu innej natury J – a to bomba w kopercie od irlandzkich miłośników
Królowej, a to strajk pracowników metra – „bo oni mają za ciemno w pracy”, a to
prace remontowe w środku sezonu itp
Siedzę sobie w szafie, pardon, garderobie, która,
jak odkryłam, doskonale niweluje nikotynowe smrody wyziewane przez babkę w
salonie na dole. Szafa ma okno (nieszczelne, dzięki Bogu) i nawet sporo miejsca
na różnego rodzaju działania – nabyłam
już internetowo parę narzedzi do pracy i zamierzam zaszaleć artystycznie.
Miejsca tu sporo, więcej niż w moim domu, który jest większy, ale mniej ustawny
niż domek babki. No, zobaczymy co uda mi się wymodzić po tych 7 tygodniach na
angielskiej wsi…
Nikotynowe smrody znoszę z pokorą … rany
boskie, ja, zagorzała przeciwniczka papierosów. Jednakże babka jakąś wadę mieć
musi, no po prostu musi, a że po licznych już tygodniach spędzonych z nią, nie,
pardon, w jej domu, zauważyłam, że babka jest typem samotnika (LOL), który
jedyne czego ode mnie pragnie, to dostarczania mu posiłków w określonych porach, na tacy. Robię to z radością, jako że posiłki są mało wyszukane. Po posiłku, babka,
spożywszy kolejną porcję energii, zapada ponownie w "wypierdziany" fotel z fajką
w ręku i oczami wgapionymi w TV.
No i tak to mniej więcej wygląda, dzień po dniu… a dlaczego ja o tym piszę? Ano, dlatego, że miałam przyjemność przypomnieć sobie mniej chlubne miejsca, z racji rozmowy z jedną z mych koleżanek, parających się tą samą, jakże niewdzięczną profesją, która pracuje dla firmy pt. Obóz Pracy Group. Pozwoliłam sobie zastosować tu przenośnię, gdyż firma owa ogłasza się jedną z najlepszych agencji w UK – ale jak zwykle, krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje – sama miałam do czynienia z owym Obozem, z którego uciekłam bardzo szybko. Na szczęście UK jest tak duże i jest tutaj tak ogromna horda demencji do wzięcia, że naprawdę o kolejną pracę nie trzeba się zbyt długo martwić.
Nie, żebym to pisała prześmiewczo, ale bywałam w podobnych sytuacjach, które dobitnie pokazały mi gdzie jest miejsce "live-in carera" w hierarchii społecznej Królestwa. Wizje nieprzespanych nocy, kiedy to obsrana, za przeproszeniem, klientka lub klient wierzga po całym domu z energią dzikiego konia, starając się za wszelką cenę zniszczyć resztki równowagi nerwowej opiekunki, stanęły mi żywo przed oczyma.
Zastanawiam się jak
to będzie po Brexicie, kiedy przestaną już do reszty obowiązywać europejskie zasady
pracy i płacy na wyspie. Skoro teraz mówi się opiekunce, że jak śmie ona
domagać się rekompensaty pieniężnej za nocne wstawanie, skoro wyraźnie (jakbym
słyszała dobitnie cedzącą owo „wyraźnie” managerkę angielską) w jej kontrakcie
stoi, że ma być „dostępna” dla klienta przez 24 godziny na dobę?
Firmy mają swoje kontrakty, w których wypisują tego typu bzdety, przeczące nie tylko powszechnie pojętemu prawu pracy, ale także prawu do ludzkiego traktowania. Wszak robotnicy, których święto obchodzimy 1 maja ginęli właśnie za 8-godzinny dzień pracy. Opiekunka, nie dość, że ma w kontrakcie 10 godzin tańcowania przy kliencie dziennie przez 7 dni w tygodniu, to jeszcze jest straszona i mobbingowana uwagami, że „jak Ci się nie podoba, to na Twoje miejsce jest 10 innych”.
Firmy mają swoje kontrakty, w których wypisują tego typu bzdety, przeczące nie tylko powszechnie pojętemu prawu pracy, ale także prawu do ludzkiego traktowania. Wszak robotnicy, których święto obchodzimy 1 maja ginęli właśnie za 8-godzinny dzień pracy. Opiekunka, nie dość, że ma w kontrakcie 10 godzin tańcowania przy kliencie dziennie przez 7 dni w tygodniu, to jeszcze jest straszona i mobbingowana uwagami, że „jak Ci się nie podoba, to na Twoje miejsce jest 10 innych”.
Racja, są też „inne” tyrające z uśmiechem za dwie trzecie średniej tygodniówki – gdyż nasi rodacy zwęszyli już "kasiorkę" w Królestwie i wbili na wyspy ze swoją rabunkową, wcześniej działającą w Niemczech firmą, która nie dość, że płaci te żałosne grosze (na polskie konto w dodatku), ale potrafi dać bonus pt. 2 w 1, czyli dwóch klientów w cenie jednego.
Wszystko to za całe 300 funtów tygodniowo, no nic tylko brać.
Firma Opiekunka24h (nazwa własna J), prowadzona jest przez Polaków – nie wiadomo co gorsze, ale na pewno gorsze może być takie samo tyranie, ale za mniejszą kasę.
Zastanawia mnie dlaczego osoby, znające język godzą się na takie żebracze dole, zwłaszcza, że żadna, powtarzam, żadna z angielskich agencji, pomijając nawet słynny na cały Londyn Obóz Pracy Group, nie płaci mniej niż 500 funtów tygodniowo za live in.
Czy jest to może jakieś ukryte poczucie winy każące naszym rodaczkom dygać koło dwóch angielskich dziadków z uśmiechem za 300 funtów na tydzień?
A może rodzaj pokuty odprawiają?
Albo się założyły z kimś o milion, na pewno się założyły, bo nie przypuszczam, żeby dobrowolnie i z własnej woli odmawiały godziwego zarobku.
Człowiek może wiele znieść, każda z nas ma inną sytuację, mamy chorych członków rodziny, małoletnie dzieci, kredyty i huk wie co tam jeszcze, ale żeby mając pod nosem miskę mięsa, świadomie wybierać ogryzki spod stołu, no tego to nie pojmę nigdy.
To dopiero jest niewolnictwo, tyle, że dawniej niewolników łapano i pod przymusem wieziono do strasznej pracy za miskę ryżu. W dzisiejszych czasach niewolnicy sami biegną i mając pełny wybór rozmaitych angielskich agencji ze średnią stawką 500 funtów tygodniowo dają się poniżać naszym chciwym rodakom w UK, tyrając dla nich za pół ceny – no tego to już nie rozumiem, może ktoś mnie oświeci?
Firma Opiekunka24h niby „pomaga” w transporcie do domu klienta – na Boga, uwierzcie mi, że Wielka Brytania JEST cywilizowana (mimo wszystko nadal w to wierzę), a infrastruktura jest tu o niebo wyższa od naszej – dworce są tak skonstruowane, że każdy nie przymierzając wolno myślący osobnik da radę samodzielnie kupić bilet i dojechać w określone miejsce. Tubylcy są po angielsku przyjaźni i pomogą nawet tym, którzy gubią się językowo. Nie jest potrzebna żadna pomoc pannicy z biura, która „wysyła samochód” po opiekunkę. Każda jedna taksówka zawiezie nas na miejsce, nawet jeśli potrafimy jedynie wydukać „here, here, I go, I go” i popukać palcem w adres na karteczce. Zresztą jeśli ktoś potrafi jedynie dukać „here, here, I go”, to naprawdę niech sobie nie robi wstydu i nie wybiera się do UK na opiekę, bo w razie problemów nie poradzi sobie z klientem.
Anglicy cały czas kombinują jak na nas zaoszczędzić, ale przynajmniej stawka podstawowa jest w miarę ok, natomiast dlaczego dajemy się doić rodakom za jeszcze mniejszą stawkę?
I to dobrowolnie?
Ostatnio zauważyłam, że "bookingi" czyli bardziej po polsku zlecenia, są traktowane jako swego rodzaju nagroda, wręcz prezent. Niedawno klientka oświadczyła mi: „Dam booking w sierpniu tylko tej opiekunce, która weźmie także Christmas”. Rozumiecie? „Dam booking…”.
Podobnie agencje, kiedy oferują klienta to niemal składają nam gratulacje, że klient nas chce. Zostałyśmy wybrane …
Kończąc, bo mnie pomału szlag trafia, kiedy to tym myślę, pragnę zapewnić, że Wielka Brytania jest pełna dziadków i babek do opieki, można znaleźć coś za przyzwoitą stawkę. Szanujmy siebie przede wszystkim. I pozdrawiam z szafy J
Ludzie wybierają firmę "...24" ponieważ Oni wymagają podstawowej znajomości angielskiego np. A2 w zupełności wystarczy. Natomiast do angielskich agencji nie ma co uderzać bez znajomości angielskiego na poziomie B2. Oczywiście zgadzam się, że 300 funtów na tydzień to wyzysk. Nie wiem czy nie lepiej opłacałoby się pracować w nursing home.
OdpowiedzUsuńSzafa z oknem - podoba mi się i do tego wygląda na obszerną. Pochwal się jak coś stworzysz w tej szafie.
OdpowiedzUsuńWiem jakie jest twoje zdanie na temat: na jakim poziomie powinien być angielski opiekunki live-in, moje zdanie jest identyczne. Ale przyznam, że czasem się zaczynam zastanawiać, że może nie mamy racji? Bo ludzie się upierają, że bez języka można pracować i radzić sobie. Może to my jesteśmy nieudacznikami, bo chcemy dogadać się z lekarzem, rodziną, panią w biurze, pielęgniarką, fryzjerką, sąsiadem itd. itp.
Ja właśnie tak się zastanawiam, że jeśli ktoś ma poziom A2 to może jest zwolniony z konieczności wzywania pogotowia? Może to my w sumie mamy gorzej, bo oczekuje się od nas, że wszystko załatwimy? No i załatwiamy oczywiście. A może poziom A2 to po staremu Advanaced? A nawet Advanced 2 :D
Żarty, żartami, ale to wcale nie jest śmieszne, że Polskie agencje doją rodaków i zastanawiam się jak to w ogóle wygląda, bo przecież w rezultacie zatrudniają Anglicy, więc co się dzieje po drodze z tymi 200 funtami? Ciekawa jestem jak to w ogóle funkcjonuje - ta agitacja pracowników.
Powiem ci Yagga, że nas to może śmieszyć: bo my wiemy, ale jak ktoś dopiero zaczyna to może się naciąć. Pamiętam jak ja sama prawie się zgodziłam jechać za 350 - dopiero dobre dusze na internetowym forum przemówiły mi do rozumu. Tylko, że to było 5 lat temu, teraz jest zdecydowanie więcej informacji, tylko język trzeba znać, żeby poczytać. ;)
Czy wiadomo jak będzie wyglądała praca w opiece dla Polaków po Brexicie?
OdpowiedzUsuńA może jakaś podpowiedź dot. Londyn Obóz Pracy Group :)? Jaka agencja kryje się za nim?
OdpowiedzUsuńJeszcze parę miesięcy temu nie brałam pod uwagę wyjazdu z kraju, a teraz na poważnie to rozważam, właśnie jako opiekunka do osoby starszej w systemie live in. Znam angielski, nie mam z nim żadnego problemu. Jedyne doświadczenie jakie mam to opieka nad moją babcią przez 2 lata w domu, ale z tego powodu nie mam referencji. Wpadły mi w oko 2 polskie agencje, ale jedna wymaga przynajmniej dwóch referencji a druga, wspomniana tu pro.. tego nie wymaga. Dlatego ją biorę pod uwagę, chociaż na pierwszy raz bo potrzebuję jechać już w połowie września, na 2 miesiące. Dziś trafiłam na forum a tam znalazłam tego bloga. Mam już totalny mętlik w głowie i nie wiem gdzie zacząć😔
OdpowiedzUsuń